Mój autorski program bajkoterapii.
Ostatni czas, pomimo cudownego urlopu, był naprawdę dla nas okraszony wytężoną pracą. Ale od razu mówię, taką pracę uwielbiam. Nie wiem, czy wiecie, ale pracuję nad autorskim programem bajkoterapeutycznym, który powoli zmierza ku końcowi. Łączy się to bezpośrednio z bajkami, jakie napisałam i które, wszystko na to wskazuje, ujrzą światło dzienne :) W tym miejscu ogromne podziękowania dla Przyjaciela i promotora tego pomysłu ks. Tomka, który nieprzerwanie mnie wspiera i działa :) Nie będę zdradzać szczegółów, powiem jedynie, że bajki opatrzone są komentarzami i wstępem napisanym przez świetnego psychologa p. Ewę Ingram, która też jest dobrym duchem tego pomysłu. Aby całość miała określony zamysł, a przede wszystkim spełniała funkcję terapeutyczną (czyli przemyślaną konstrukcję fabuły: homeostaza, ingerencja siły destrukcyjnej i przezwyciężanie konfliktu zakończone rozwiązaniem problemu) stworzyłam także karty pracy, które będą służyły stricte ćwiczeniu uwagi, spostrzegania, percepcji słuchowej itd. Tu przedstawiam wersję można rzec pierwotną stworzoną na już :) ma to jeszcze formę mało profesjonalną, bo czekamy na efekt pracy naszego ilustratora.
Dziś pokażę Wam pierwszą z bajek z dołączoną do niej kartą pracy (do każdej bajki są 3 karty do pracy indywidualnej i 2 do pracy w grupie) oraz komentarzem psychologa. Jestem niezwykle ciekawa co myślicie o tym programie, jak oceniacie jego skalę trudności. Pamiętajcie, że bajki napisane przeze mnie skierowane są do odbiorców w wieku od 5 do 8 lat. Każda z nich przeszła oczywiście Antkowy test :) W tej karcie pracy na 14 pytań Antoś udzielił 12 dobrych odpowiedzi. W mowie spontanicznej, czyli w opowiadaniu stworzył ok 25 poprawnych konstrukcji zdaniowych. Zrozumiał puentę.
Zapraszam do wypróbowania i proszę o komentarz zwrotny :) Dziękuję!
ps. Mam tremę :)
Tekst bajki:
O bączku Antku, który
nie umiał latać…
Była piękna wiosna. Taka, jaką bączki lubią najbardziej.
Słonko promiennie uśmiechało się do całego świata, a zielona trawka leciutko
kołysała się na wietrze. Tego dania pani Bąkowa wcześniej niż zwykle otworzyła
swój sklepik.
- Jaki piękny dzień – pomyślała.
Dokładnie w tym momencie zza rogu wysunęła się gromadka
wesoło rozprawiających dzieci.
- Mamo – krzyknął mały bączek Antoś – ja już z kolegami idę do szkoły! Pani Ważka
kazała nam dziś przyjść nieco wcześniej, powiedziała, że ma dla nas
niespodziankę! Dzieci wesoło podśpiewując zniknęły za zakrętem drogi.
- Niespodziankę! Też coś - burknęła pani Biedronka z trudem
omijając pociechy w drodze do sklepu.
Tymczasem dzieci dotarły do szkoły. Ale cóż to! Drzwi są
zamknięte!
- Ciekawe, co się mogło stać? Powiedziała zamyślona
biedroneczka Madzia. – Dlaczego drzwi i okna w szkole są pozamykane skoro Pani
kazała nam przyjść dużo wcześniej?
- Jestem tutaj! – dzieci usłyszały głos swojej ukochanej
nauczycielki. Podniosły wzrok i zobaczyły, że pani Ważka stoi na wysokim płatku
wieeelkiego kwiatu. Jej zjawiskowo duże skrzydła mieniły się tęczowymi kolorami
w blasku słońca. Wyglądała naprawdę pięknie.
- Ojej! Co pani tam robi?
- Kochane dzieci! Jesteście już na tyle duże, że możecie
posiąść pewną umiejętność. Oto moja niespodzianka! Dziś będę was uczyła latać!
- Hura! - krzyknęła cała klasa.
- Najpierw powiem wam, co należy zrobić i jak bezpiecznie
przygotować się do lotu – powiedziała pani podlatując blisko i sadowiąc się
obok pszczółki Wiktorii.- Na samym początku poćwiczymy tu na Ziemi później
wzbijemy się w powietrze.
Dzieci grzecznie słuchały i wykonywały wszystkie polecenia,
wszak ważka pokazywała im rzeczy, które dotąd były surowo zakazane! Na początku
układali skrzydełka, przyglądali się, jak i gdzie można lądować, słuchali, jak
radzić sobie z silnymi powiewami wiatru. Aż przyszedł moment, że po kolei
wdrapywali się na pierwszy listek i próbowali swoich sił. Pierwsza wystartowała
biedroneczka Madzia. Szybko zeskoczyła z listka i poszybowała daaaleko przed
siebie. Pani Ważka była naprawdę dumna. - Brawo Madzia! - krzyknęła.
Przyszedł czas na Wiktorię.
Wiktoria lekko przestraszona wdrapawszy się na listek skoczyła z zamkniętymi
oczami… ale w powietrzu jej skrzydełka pięknie rozłożyły się do lotu i
pszczółce udało się wylądować obok swojej pani. – Brawo Wiki! Pani Ważka
pogłaskała Wiktorię po główce. - To był akt prawdziwej odwagi!
Wreszcie przyszedł
czas na Antosia. Bączek wyraźnie był zaniepokojony lotem, który miał wykonać.
Kilka razy pytał panią, czy na pewno wszystko zrozumiał tak jak trzeba. Próbował
także zeskakiwać z kamyka, prawe skrzydełko jednak nie rozkładało się tak, jak
powinno. - Coś jest nie tak – powiedziała pani Ważka. – Antosiu musimy poprosić
twoich rodziców, aby skorzystali z porady doktora Sowy. On na pewno wyjaśni, co
się dzieje.
Antoś był bardzo smutny tego dnia. Kiedy dzieci wracały ze
szkoły, wszystkie opowiadały sobie o cudownym uczuciu, jakie towarzyszyło im w
czasie lotu. Były tak zajęte sobą, ze nawet nie zauważyły, gdy Antoś odłączył
się od grupy i sam przyszedł w kierunku swojego domu.
- Dlaczego jesteś taki smutny synku? – zapytała mama, gdy
Antoś zamiast wesoło opowiadać o tym, co zdarzyło się w szkole, usiadł na
krzesełku ze spuszczoną główką.
- Mamo, ja jestem inny niż wszyscy. Musimy iść do pana
doktora.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona mama.
- Mamo moje skrzydełko nie działa tak, jak powinno. Nie
rozwija się, nie mogę się wzbić do lotu… pani Ważka powiedziała, że powinniśmy iść
na konsultacje do pana doktora.
Mama Antosia bardzo się zmartwiła. Sama widziała, że
przyjdzie taki czas, że trzeba będzie wytłumaczyć Antosiowi jego
niepełnosprawność. Nie sądziła jednak, że ten czas nadejdzie tak szybko… Razem
z tatą Antka postanowili, że udadzą się na konsultacje do najlepszego w tej
dziedzinie pana doktora Sowy.
Pan doktor Sowa miał bardzo wielu pacjentów i umówienie się
na wizytę było niezwykle trudne. Po kilku dniach usilnych prób udało się i rodzice
wraz z Antosiem polecieli na skraj lasu do przychodni dla złamanych skrzydełek.
Pan Doktor wysłuchał historii Antosia w dużym skupieniu.
Kazał pokazać skrzydełko, które oglądał
bardzo dokładnie. Później coś długo pisał w wielkim czerwonym notesie, aż w
końcu powiedział:
- Kochani, wygląda na to, że skrzydełko nie urosło tak, jak
powinno. Niestety, przez to Antosiu nie możesz latać.
Jak to? Bączek, który
nie umie latać? Co na to powiedzą inne bączki?
Co powie rodzina? Co to za bączek, który nie umie wzbić się w
powietrze? Co z niego za pożytek? I w końcu kim on jest, skoro nie jest prawdziwym bączkiem? Myśli kłębiły się w
głowie Antosia.
- Buuu – rozpłakał się Antek. – I nie ma ratunku? Żadnego
ratunku dla skrzydełka?
- Nie płacz powiedział cichym głosem pan doktor Sowa. – Popatrz
na mnie. Antoś podniósł z trudem zapłakane oczka i z uwagą przyjrzał się panu
doktorowi. – Wiesz, kim jestem? Zapytał doktor.
- Wiem! – zachlipał Antoś – Jest pan najmądrzejszym ptakiem
ze wszystkich! I każdy chciałby być taki jak Pan!
- Ech – uśmiechnął się dobrotliwie pan Sowa – Uwierz mi, nie
zawsze tak było… Kiedyś, dawno, dawno temu, byłem małym pisklakiem, który był
bardzo nieostrożny i nie słuchał mamy…
- Pan był mały? zapytał z niedowierzaniem Antoś wycierając
nosek w małe skrzydełko.
- Oczywiście - pan
doktor roześmiał się szczerze. – Nawet takie duże sowy jak ja, były kiedyś
malutkie…
- Dlaczego, nie słuchał pan swojej mamy?
- Bo wydawało mi się, że jestem już duży i sam wiem co jest
dla mnie najlepsze…
- I co się stało?
- Kiedyś, gdy rodziców nie było w domu, postanowiłem sam
wybrać się na wycieczkę, aby zwiedzić nasz ogromny las…
- Sam?
- No właśnie Antosiu. To było bardzo nierozsądne. Wydawało mi
się, że umiem latać. I pomimo zakazu, spróbowałem.
- i co? I co? – dopytywał Antoś z zaciekawieniem
- Wypadłem z gniazdka i złamałem skrzydełko.
- Ojej!
- Na szczęście niedługo po tym wypadku, rodzice wrócili do
domu i zabrali mnie do szpitala. Tam okazało się, że złamanie jest tak
skomplikowane, że moje skrzydełko nigdy nie będzie takie jak innych. To przez
ten upadek straciłem na zawsze możliwość latania jak inne ptaki.
- Czy był pan tak załamany jak ja?
- Oczywiście. Ale mój
tata powiedział mi wtedy, że nic, absolutnie nic, nie stoi na przeszkodzie abym
mógł się rozwijać w innych dziedzinach, które są dla mnie fascynujące. Zacząłem
więc czytać książki i tak… stałem się panem doktorem. Tak i Ty Antosiu, możesz
osiągnąć naprawdę bardzo dużo, gdy tylko w to uwierzysz i gdy tylko zechcesz…
Mama otarła łzy z buzi Antosia. – Kochanie, pan doktor ma
rację. To nie jest koniec świata. Zobaczysz jeszcze będziesz się beztrosko
śmiał tak, jak inne dzieci…
- Nigdy nie będę już szczęśliwy – pomyślał Antoś i smutno
pożegnał się z panem doktorem.
Dni płynęły, a mały bączek wciąż zastanawiał się, co ma
robić. Próbował czytać książki. Ale nic absolutnie nic go nie interesowało.
Może malowanie? – zapytała kiedyś mama. Ale i to okazało się był chybiony
pomysł. – a może zbieranie nektaru na czas? – podsuwał tata – zobacz u nas w szkole
jest specjalna nektarowa drużyna…
- Ale tato – protestował Antek do tego potrzebna są dwa
sprawne skrzydełka…
- no to może nasz kwiatowy chór? Wypaliła mama – zawsze
ładnie śpiewałeś Antosiu…
Antoś z każdym pomysłem rodziców był coraz bardziej załamany.
– Do niczego, absolutnie do niczego się nie nadaję – myślał.
Kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy. Aż w końcu!
- Wiem!!! Już wymyśliłem!!! Zrobię sobie sztuczne skrzydełko!
- Antosiu –to nie jest
najlepszy pomysł… - rodzice z rezygnacją kiwali głowami…
- A ja wierzę, że mi się uda! Zobaczycie! Jeszcze będę latał
jak inni!
Od tego momentu Antoś zajmował się tylko swoim projektem. Przyglądał
się ptakom, jak wzbijają się w powietrze i jak trzepocą skrzydełkami. W myślach
naśladował ich ruchy. Pewnego razu
dostrzegł wysoko na niebie klucz dzikich gęsi.
- Ciekawe – pomyślał. - Nie machają skrzydełkami, a jednak
lecą… jak to możliwe?
Ta myśl nie dawała mu
spokoju. Czyli można latać nie machając
skrzydłami? Od tej chwili zaczął jeszcze uważniej przyglądać się temu dziwnemu
rodzajowi lotu.
- Już wiem! Zbuduję
sobie takie skrzydło i zamocuję na plechach, jak plecak!
Ta myśl tchnęła wielką
nadzieję w serce małego Antosia. Jednak pomyśleć było łatwo, a zrobić nieco
trudniej. Oj długo natrudził się mały Antoś, aby wykonać plecowe skrzydełka. I
kiedy wydawało się, że są już gotowe okazało się, że wyszły zbyt ciężkie a
mogły spełnić swoje zadanie…
- To nic – nie poddawał się Antoś. – Na pewno wymyślę coś, co
będzie jeszcze lepsze!
Pewnego razu, zauważył spadające nasionka klonu. Ich kształt
dokładnie przypominał skrzydełka innych bączków.
- O jak pięknie wirują na wietrze! - zachwycił się mały
bączek.- A może by to wirowanie wykorzystać… Już wiem! Muszę tylko oddzielić
ciężki owoc od lekkich skrzydełek!
Jak pomyślał tak
zrobił, przy okazji dowiedział się, że owoce klonu są podobnej wagi, co on.
- To musi być dobry trop! - pomyślał i zaczął budować coś w
rodzaju lotni. Kiedy już wykorzystał kolejny gałganek pajęczej nici, który dostał
od pani Pająkowej Tekli, jego nowe
skrzydełka wyglądały naprawdę imponująco. Były nieco większe, niż te naturalne, ale to dla tego by chwytać nawet najlżejsze
powiewy wiatru. Nowe skrzydełka miały regulowane ustawienie i to, z czego Antek
był naprawdę dumny - składały się po wylądowaniu.
- No, skończyłem – powiedział zadowolony z siebie Antoś. –
Ciekawe, czy moje skrzydełka będą działać. Tylko, jak to sprawdzić?
Podekscytowanie i pragnienie wzbicia się w przestworza nie pozwalały młodemu
awatarowi na czekanie. Dzień już się chylił ku zachodowi, a na horyzoncie można
było dostrzec ostatnie promienie słońca.
Antoś założył swoje
nowe skrzydełka i wdrapał się na wysoką trawę rosnąca opodal. Gdy był już na
jej szczycie niespodziewanie pojawił się silny powiew wiatru. Na zastanowienie
było już za późno, bo oto wiatr porwał małego Bączka i wzniósł go wysoko w
powietrze. Z początku bączek przestraszył się nieco jednak szybko zrozumiał, co
ma robić. Jego małe ciałko instynktownie przypomniało sobie do czego jest
stworzone. Jednym ruchem otworzył skrzydełka i poczuł, jak wznosi się na wietrze.
Z góry wszystko wydawało się takie malutkie!
- Ja latam! Latam! Jak inne bączki! Czyli warto marzyć! Warto
dążyć do celu! Warto!!!
I tak mały Antoś udowodnił wszystkim dorosłym, że chcieć to móc,
a prawdziwe ograniczenia są tylko w naszych głowach…
Komentarz psychologa:
Komentarz psychologa:
Bajka o Bączku Antosiu jest piękną ilustracją tezy
księdza Twardowskiego, że jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Dzięki
niej pokazujemy dziecku, że niepełnosprawność fizyczna, choć jest przyczyną
dyskomfortu, a nie raz cierpienia w wymiarze fizycznym i społecznym, to otwiera
na odkrycie pełni swoich możliwość. Warto porozmawiać na ten temat z dzieckiem
oraz wesprzeć je w zdobywaniu wiedzy o sobie i uczeniu się nowych umiejętności,
których nie ogranicza niepełnosprawność.
Porozmawiaj z dzieckiem! Poniżej przykładowe pytania,
które możesz zadać swojemu dziecku. Nie pozostawiaj ich bez odpowiedzi, niech
staną się pretekstem do rozmowy na temat Twojego dziecka, tego, co dla niego
ważne i trudne, jego wrażeń i uczuć.
1. Kim
jest Bączek Antoś?
2. Dlaczego
Bączek Antoś jest wyjątkowy?
3. Co
czuł Antoś, kiedy nie udało mu się latać podczas lekcji? (Pytanie o uczucia
powinno stać się stałym elementem rozmowy rodzica z dzieckiem.)
4. Czego
bał się Antoś?
5. Dlaczego
rodzice Antosia zabrali go do lekarza? (Tutaj warto porozmawiać z dzieckiem, że
wizyty u lekarzy nie zawsze są przyjemne, ale są konieczne. To może być również
dobry pretekst do rozmowy na temat lęku dziecka związanego z leczeniem,
badaniami, osobami służby zdrowia)
6. Co
pomogło Antosiowi? (Tu warto podkreślić, że to nie tylko nowe skrzydełka
sprawiły, że Antoś poczuł się lepiej, ale przede wszystkim wsparcie bliskich,
odnalezienie wspólnego celu i pasji. To ważne, bo nie wszystkie próby
poradzenia sobie z niepełnosprawnością przy pomocy nowoczesnego sprzętu kończą się
sukcesem.)
Karta pracy (nr 1) do indywidualnej pracy z dzieckiem.
1.
Posłuchaj uważnie bajki o baczku Antku i odpowiedz na pytania:
·
Jaka
pora roku jest opisana w bajce?
·
Jak
miała na imię biedroneczka?
·
Kto
w szkole uczył dzieci latać?
·
Dlaczego
Antoś wrócił ze szkoły smutny?
·
Czemu
nie mógł latać?
·
Co
powiedział pan doktor Sowa?
·
Kto
pomógł Antosiowi zrobić nowe skrzydełko?
·
Jak
skończyła się historia Antosia?
2.
Pokoloruj obrazek. Kogo on przedstawia?
(obrazek do pokolorowania na którym jest bączek)
3.
Prawda czy fałsz?
·
Antoś
był misiem
·
Pani
nauczycielka uczyła Antka biegać
·
Mama
zabrała Antosia do doktora Sowy
·
Antoś
miał chora nóżkę
·
Tata
pomógł Antosiowi skonstruować nowe skrzydełko
·
Antoś
nauczył się latać
4.
Zaznacz w kółeczku, które zwierzątka występowały w bajce. Niepotrzebne
skreśl.
(obrazek przedstawia bączka, ważkę, ślimaka, biedronkę, jaszczurkę, pająka)
5.
Opowiedz własnymi słowami bajkę o bączku Antosiu.
6.
Pokoloruj według wzoru.
(w lewym górnym rogu pokolorowany miniaturowy obrazek sowy na dole sama kalka obrazka do pokolorowania)
7.
Jak skończyła się historia Antosia?
Mój Antoś odpowiedział, że szczęśliwie i to jest bardzo dobra puenta :)
Mój autorski program powstał z potrzeby chwili. Nie trafiłam bowiem na żadną godną uwagi pomoc terapeutyczną, która kompensowałyby zarówno potrzeby emocjonalne, jak i rehabilitacyjne dziecka z niepełnosprawnością, bądź dysfunkcją. Stąd pomysł na bajki terapeutyczne, które dzięki komentarzom psychologa, stały się doskonałym polem do rozmowy rodzica z dzieckiem o problemie, jaki być może jest jego udziałem, a także dołączone do nich karty pracy opatrzone kolorowymi i pięknymi ilustracjami.
Mój autorski program powstał z potrzeby chwili. Nie trafiłam bowiem na żadną godną uwagi pomoc terapeutyczną, która kompensowałyby zarówno potrzeby emocjonalne, jak i rehabilitacyjne dziecka z niepełnosprawnością, bądź dysfunkcją. Stąd pomysł na bajki terapeutyczne, które dzięki komentarzom psychologa, stały się doskonałym polem do rozmowy rodzica z dzieckiem o problemie, jaki być może jest jego udziałem, a także dołączone do nich karty pracy opatrzone kolorowymi i pięknymi ilustracjami.
0 ~ komentarze