Cześć! Blog został przeniesiony pod nowy adres: www.uchowruch.pl. Za chwilę nastąpi przekierowanie :).

Złamana ręka...

by - 6/19/2018

Jesteśmy uziemieni. Póki co. Antek złamał rękę. Oczywiście wiem, takie rzeczy się zdarzają... ale gdy chodzi o własne dziecko raczej trudno trzymać się racjonalnych tłumaczeń. W każdym razie nici z wycieczki do zoo i z rehabilitacji. Rączka boli, swędzi i trudno Antkowi zrozumieć, że gipsu nie da się ściągnąć przynajmniej przez kilka najbliższych tygodni.
To jednak nie jest najgorsze w porównaniu do tego, co przeszliśmy w mieleckim szpitalu. Może gdyby ktoś mi to opowiadał uznałabym, że koloryzuje... Na SOR przyjechaliśmy o godzinie 14.45. Zostaliśmy przyjęci i zakwalifikowani, jako kolor zielony (brak zagrożenia życia). Antoś popłakiwał jednak rączka nie spuchła więc łudziliśmy się, że być może jest jedynie stłuczona. W poczekalni kłębił się już niespokojnie tłum ludzi mrucząc pod nosem coś o opieszałości służby zdrowia. Wiadomo, tak było jest i będzie, pomyślałam. W czasie pierwszej godziny oczekiwania właściwie nic się nie działo. No może tyle, że do kolejki dołączyły kolejne osoby z urazami rąk i nóg.W tym dzieci. Atmosfera powoli zaczęła się zagęszczać. Co jakiś czas korytarzem przemykały pielęgniarki wychwytując z kolejki znajome sobie osoby i wpuszczając je poza kolejnością. Tak minęła druga, trzecia i piąta godzina oczekiwania. Antek ze zmęczenia słaniał się na nogach. Ręka bolała go coraz bardziej, na korytarzu zrobiło się tak duszno, że jednej z pacjentek musiano podać tlen, aby mogła doczekać swojego wejścia do lekarza! Ludziom zaczęły puszczać nerwy i pokrzykiwali w stronę personelu, który, nota bene, z uśmiechem na twarzy robił sobie kolejne przerwy. Antek ledwie wytrzymał i z płaczu, bólu i upału usnął mi na ręku. W końcu będąc u kresu wytrzymałości poprosiłam czekających ludzi, aby mnie przepuścili. Ani Antek, ani ja, nie dawaliśmy już rady. Oczywiście wszyscy się zgodzili po czym... pani doktor nas nie przyjęła poza kolejnością, bo takie ma procedury. Przed nami więc weszła pani, której noga spuchła, pan który się skaleczył, i z sześć innych osób, które znały pielęgniarki. A my mieliśmy czekać. Weszliśmy do lekarza po 19. Diagnoza - złamanie trzonów kości przedramienia lewego w 1/3 dalszej ich długości. GIPS na kilka tygodni. I tak, że wytrzymaliśmy bo parę osób z kolejki po kilku godzinach po prostu zrezygnowało. 
Tak po ludzku brakuje mi słów żeby opisać emocje, które nam towarzyszyły. I towarzyszą. Pozostaje się cieszyć, że to nie był uraz głowy i modlić, aby nie musieć tam trafić ponownie. Parafrazując klasyka: Boże chroń nas przed wojną i polską służba zdrowia...

Ps. Olek napisał Antkowi na gipsie: Antek to gość :)

0 ~ komentarze

Również może Ci się spodobać: